Po co komu statki kosmiczne? Tak można uciec z umierającej Ziemi

Mamy jeszcze ok. 5 miliardów lat zanim Słońce stanie się czerwonym olbrzymem. Zdarzenie to całkowicie odmieni Układ Słoneczny – nasza gwiazda pochłonie Merkurego, Wenus, Ziemię i prawdopodobnie Marsa. Naukowcy od dawna zastanawiają się, czy ludzkość byłaby w stanie przetrwać to zdarzenie? O ile przetrwa do tego czasu na Ziemi, co też wydaje się wątpliwe.
Symulacje wskazują, że w Układzie Słonecznym kryje się tajemnicza dziewiąta planeta. Jak duża? (fot. Getty Images)

Symulacje wskazują, że w Układzie Słonecznym kryje się tajemnicza dziewiąta planeta. Jak duża? (fot. Getty Images)

Na Universe Today pojawiła się obszerna analiza tego, jak rozwinięte cywilizacje pozaziemskie mogą radzić sobie z egzystencjalnym zagrożeniem. Gdyby w takiej sytuacji stanęła ludzkość (a tak kiedyś może być), jedynym rozsądnym rozwiązaniem byłaby przeprowadzka do układu Alfa Centauri, który jest stosunkowo blisko Układu Słonecznego. To wcale jednak nie oznacza, że jest “blisko”, bo podróż tam z prędkością światła zajęłaby ponad cztery lata. Chyba dla nikogo nie będzie zaskoczeniem, że na obecnym etapie naszego rozwoju nie jest to możliwe.

Wciąż niewiele wiemy o statkach kosmicznych i podróżach międzyplanetarnych, nie wspominając nawet o tych dalszych, międzygwiezdnych. W opracowaniu opublikowanym w czasopiśmie International Journal of Astrobiology, prof. Irina Romanovskaya z Houston Community College zastanawia się, czy ludzkość w ogóle potrzebuje statków kosmicznych, by uciec z zagrożonej zagładą Ziemi? Romanovskaya sugeruje:

Proponuję, aby cywilizacje pozaziemskie mogły wykorzystywać swobodnie krążące planety do transportu międzygwiezdnego w celu dotarcia, eksploracji i kolonizacji układów planetarnych. A jeśli chodzi o poszukiwanie innych cywilizacji, wysiłki te mogą pozostawić po sobie ślady i artefakty.

Niewykluczone, że to samotne planety, których według szacunków w Drodze Mlecznej może być nawet 50 miliardów, mogą być swoistymi “arkami” życia, skrywając je np. w podpowierzchniowych oceanach. Prof. Romanovskaya uważa, że powinniśmy zmienić nasze postrzeganie samotnych planet, bo to wcale nie są “ciemne, zimne i niegościnne globy”. Niektóre z nich mogą być prawdziwymi skarbnicami życia:

Samotne planety mogą zapewnić stałą grawitację powierzchniową, dużą przestrzeń i zasoby. Takie światy z powierzchniowymi i podpowierzchniowymi oceanami mogą zapewnić wodę jako zasób konsumpcyjny oraz ochronę przed promieniowaniem kosmicznym.

To by oznaczało, że odpowiednio zaawansowana cywilizacja (którą jeszcze nie jesteśmy), mogłaby odpowiednio zmodyfikować planetę, by ta zapewniła jej schronienie. Skoro jesteśmy “o krok” od opanowania fuzji jądrowej, inne – bardziej zaawansowane cywilizacje – mogą faktycznie to potrafić. A to z kolei wystarczyłoby do zmiany samotnej planety w arkę zdolną do podtrzymania życia.

Prof. Romanovskaya rozważa cztery scenariusze, w których cywilizacje pozaziemskie mogą wykorzystywać samotne planety. Wszystkie zakładają spełnienie szeregu warunków, ale teoretycznie pozwalają na przetrwanie cywilizacji, nawet w obliczu zbliżającej się zagłady świata macierzystego. 

Niestety, wciąż nie wiemy, ile samotnych planet może być we Wszechświecie oraz jak często mogą one wchodzić w interakcje z innymi światami. Obserwatorium Vera C. Rubin, które zostanie uruchomione w 2023 r. powinno pozwolić na obserwację samotnych planet. 

Więcej o niesamowitej koncepcji prof. Romanovskayi przeczytacie na Universe Today.